Wypiec ten Bochen
Żeby jeszcze śpiewał
Wypiec ten Bochen
Żeby śpiewał
To dopiero
Jest ten cud
By po świecie
Jeszcze fruwał
I tam wszędzie
Gdzie zawita
Światu niósł
I tak mijał
Rok za rokiem
Gdy ten wypiek
Był wyruszył
Poza piec
Ma swe szlaki
Ma swój każdy
Dzień wspaniały
Swoją jawę
I swój sen
Tylko czasem
Głową kręcą
Żeby dostrzec
Gdzie dziś jest
Paryż Londyn
Berlin Stany
I nie sposób
Aż nadążyć
Jak to wszystko
Zmienia w mig
Tu da koncert
Tam zaśpiewa
Dźwięki nuty
Niesie wiatr
I choć tak
Jest zawsze blisko
To ów los jakże
Odmienny
Jakże inny od Twojego
Nasz Piekarzu
Nestorze Zygmuncie
Zygmuntowską Kolumną
Przy Dzieży trwasz
Przy Piecu trwasz
I na całe Miasto Gdańsk
Codziennie wyprawiasz
Kolejne wypieki
Chleby bułeczki
I całą galerię ciast
I kiedy chwila
Chwila wytchnienia
Zatrzymujesz się
Nad tym Wypiekiem
Jak nic
Myślałeś że pójdzie
Twoją mocną drogą
Lojalnie
Krok w krok za Tobą
Lecz jakże inną drogą
Zapragnął iść
A może jakaś to
I prawidłowość
Chociaż to takie
I nostalgiczne
I bezwzględne
I czasem nawet smutne
A może ów Twój Wypiek
Twój Syn Bartek
Mistrzu Zygmuncie
Li tylko po to
By jednak znaleźć
Tę zatraconą
Piekarską nutę
I uparcie jej szuka
Szuka na całym świecie
A Twój Piec dalej
Idzie pełną parą
I to nawet wbrew
Wszystkim
Nieprzychylnym czasom
Bo mówisz że to przecież
Nie może być
Codziennie chleb
Z Piekarni i Cukierni
Codziennie musi
Jeść całe Miasto
Miasto Gdańsk
I tak przy piecu
I w biurze kantorku
Gdzie co dzień tyle pilnych
I bardziej pilnych spraw
Już przecież tyle
Tyle lat przebiegło
Na tę Nutę
Nutę którą coraz liczniej
Poznaje cały świat
I która czasem
Zagości i w Polsce
Która jakże nie z Tobą
Bo w innej profesji
Jakże w innym fachu
Ale jakże gdziekolwiek jest
Jakże jednak
Jakże jednak
I pewnie nieraz
W swoim kręgu mówi
Że jego nuty
Dlatego są tak gorące
Albowiem są prosto
Z tego Ojcowskiego Pieca
I dlatego są takie inne
Są takie smaczne
Że aż chrupiące
Ma swój własny świat
Ma swoje miejsce
Na swojej
Zygmuntowskiej Kolumnie
Wysoko ponad poziom
I w swoim czasie
I ponad czas
I ze zrozumieniem
Iście Sokratesa
Patrzysz na to wszystko
Jakże oporny
I jakże odporny
Na czas przemijania
Całe dziesiątki lat
Przy swojej Dzieży
I przy swoim Piecu
Trwasz
Trwasz
I trwasz
Tu gdzie Gdańsk
Gdzie Brzeżno
Gdzie Ulica Chocimska
Gdzie nawet czas
Stoi w miejscu
Gdzie li tylko od czasu do czasu
Wpadnie znienacka
Ów sztorm wprost z Bałtyku
I przy twojej Piekarni
Powywraca co nieco
By do jakichkolwiek przemian
Chociaż pozornie
Było bliżej niż blisko

I dziwisz się
Jakże mocno
Jakże zastygły jest
Ów cały Gdańsk
Iście zakalec
Jakże ciągle ów
Chleb niedopieczony
A ciasto z gumy wprost
Wepchnięty siłą
W receptury hipermarketów
Aby aby
Aby być
Aby jakoś trwać
I jakże często mówisz
Sam do siebie
Że to jest przecież
Nie Twoje dzieło
Ale tej błazenady
Coraz więcej i więcej
Że aż zalewa
Twój cały świat
Ale na szczęście jest
Twój Syn Bartek
I z tylu stolic świata
Chociaż śpiewa
Śpiewa na Twoją
Piekarską Ojcowską
Nutę
A nuty płyną
Z Duchem Twojego
Ojcowskiego Pieca
Płyną
Płyną
Na cały świat
Wypiec ten Bochen
Żeby jeszcze śpiewał
To dopiero
Jest ten Cud
By po świecie
Jeszcze fruwał
Jeszcze radość
Światu niósł
Ilustracje
Z Albumu Bartosza Spadlinskiego
Archiwum Internetowe
Grzegorz Kabziński
Stanisław J. Zieliński
Tekst
Stanisław J. Zieliński, 3.03.2017 r
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz